Strona główna | Mapa strony | Kontakt

Hyży: „Każdy musi znaleźć swoje najlepsze strony"

rhRadosław Hyży - jeden z najbardziej znanych polskich koszykarzy, były reprezentant Polski. Człowiek, który zawsze ma coś do powiedzenia, i to nie tylko o sporcie. Przy okazji meczu z UMKS-em i treningu koszykarzy Śląska Wrocław w hali Politechniki Świętokrzyskiej rozmawialiśmy między innymi o jego niedoszłym transferze do Kielc, tramwajach, legendach Śląska i modzie na koszykówkę.

Michał Filarski: Radosław Hyży do Kielc powraca po 13-stu latach. Ostatni mecz tutaj - jeszcze w barwach Unii Tarnów...

Radosław Hyży: Właśnie, też się ostatnio zastanawiałem czy po 13-stu, czy po 14-stu... Pamiętam jeszcze tą ekipę Cersanitu z Kordianem Korytkiem, Igorem Miliciciem i Derrickiem Hayesem. Jeszcze był taki wysoki dobry, ale już nie pamiętam nazwiska. Ostatnio próbowałem sobie przypomnieć i ciężko mi było... Ale halę pamiętam dobrze.

A jak wrażenia z Kielc po tylu latach?

Długi czas mieszkałem w Tarnowie, teraz przeprowadziłem się do Wrocławia. Jak mieszkałem w Tarnowie to często przejeżdżałem przez Kielce. Zawsze mi się podobało, jak to miasto się rozwija. Różnica w ciągu dziesięciu lat jest naprawdę duża. Tak samo zawsze wspominam Włocławek. Włocławek dziesięć lat temu i teraz to dwa różne miasta. Podobnie jest z Kielcami.

Hala na Żytniej, jak ta we Włocławku.

Właśnie, odżyją wspomnienia...

Wtedy, w 2000 roku, w kieleckich gazetach były takie plotki, że Radosław Hyży przyjdzie do Cersanitu. Była w tym jakaś prawda?

A tak była, była. Tylko niestety z tego co pamiętam drużynę rozwiązano. Teraz się często śmieję i opowiadam kolegom, że w tamtych czasach jak przychodził kwiecień albo maj to ja miałem propozycje z całej ligi i mogłem sobie wybierać. Problem był taki, że nie miałem komórki i dzwoniono wtedy do mojej mamy (śmiech). Nigdy nie można było mnie złapać. Kluby denerwowały się, że nie jestem pod telefonem, a ja nie rozumiałem dlaczego muszę być pod telefonem.

Teraz już komórka jest?

Tak, mam już. Ale też nie lubię jej i uważam, że to nie jest potrzebna rzecz.

Z tego co wiem na treningi i mecze dojeżdża Pan komunikacją miejską.

Tak, to prawda. Lubię być przy ludziach, człowiek wtedy łapie trochę pokory i dystansu do życia. Jak się patrzy na innych ludzi z boku, to mniej się przejmuje, moim zdaniem. A jak siedzi w samochodzie to te jego problemy są tak jakby zamknięte w samochodzie i wtedy myśli tylko o sobie. A w tramwaju człowiek ma czas na pomyślenie, jak to mówią, z szerszej perspektywy.

W Unii Tarnów był Pan strzelcem wyborowym, szczególnie groźnym wtedy jeszcze zza linii 6,25m. Potem była przygoda we Francji i do Polski wrócił zupełnie inny zawodnik - podkoszowy walczak. Co takiego stało się w Dijon? Zawsze mnie zastanawiało skąd taka nagła zmiana i utrata zdolności strzeleckich.

Wpływ na to miało wiele czynników. Niewiele osób wie, że miałem kontuzję ręki i później po prostu po ludzku - chciałem utrzymać pracę. Troszkę dostosowałem się do zespołu. Dijon grało głównie szybkim atakiem i obroną. Tam nie było czasu na rzuty... Broniłem swojej posady. Francuzi też się zdziwili, że nie mogę rzucać przez dwa miesiące. Chcieli mieć rzucającego zawodnika, a dostali biegającego, dobrego obrońcę. Potem tak już zostało. Dużo jest w głowie, trenerzy próbowali zmieniać ten rzut, zmieniać, zmieniać, zmieniać... I człowiek sam już powariował, i teraz w ogóle nie rzuca.

Ale swoją „niszę" Pan znalazł...

Każdy zawodnik coś potrafi i to nie jest tak, że jak nie potrafisz rzucać to nie możesz grać w kosza. To tak samo jakby zgeneralizować, że jak nie jesteś wysoki to nie możesz grać w kosza, albo jak jesteś wysoki to nie możesz kozłować. Każdy musi znaleźć swoje najlepsze strony i umieć to sprzedać na boisku.

W Śląsku, co prawda z przerwami, ale jest Pan już dość długo. hh

Z przerwami, ale zawsze ten Dolny Śląsk zahaczałem, bo rok grałem też w Zgorzelcu. Zawsze chciałem grać we Wrocławiu, ale nie zawsze mi pozwolono grać we Wrocławiu

No i powoli można Pana chyba uznać za jeden z symboli klubu.

Nie, myślę, że to za duże słowa. Choć kiedyś chciałem zostać legendą Śląska. To przyznaję - zjadła mnie wtedy pycha. Legendą Śląska są osoby, które grały w tym klubie długo i zdobyły coś. Ja nie zdobyłem wiele. Raptem zdobyłem srebrny medal, dwa brązowe i chyba trzy puchary. Dla mnie zawodnicy którzy zdobywali po cztery złote medale to są legendy. Ja jestem takim zwykłym, jak to zawsze mówi mój kolega masażysta piłkarskiego Śląska Jarek Szendrocho, ogórkiem. Ogórkiem, który się cieszy, że jest we Wrocławiu i ludzie go troszkę rozpoznają i szanują.

Ludzie pamiętają Pana akcje. Choćby zwycięskie punkty w meczu z Telekomem Bonn...

Tak, na pewno. Ale to, przy tych wszystkich sukcesach, które Śląsk miał to jest nic. Jestem skromny, nabrałem pokory - wiem, gdzie jestem i wiem co potrafię. Umiem się przyznać, że w porównaniu do zawodników, którzy grali i wygrywali w Śląsku, jestem po prostu jednym z wielu. A było takich zawodników w historii sporo,  ja nawet nie dorastam im do pięt.

W zeszłym roku wrócił Pan do Śląska, gdy ten grał jeszcze w drugiej lidze. Z sentymentu?

Na pewno trochę też, ale przede wszystkim to podobał mi się projekt awansu. Zawsze mi się coś takiego podobało, że ktoś ma jakieś ambicje i je realizuje. A po drugie chciałem wreszcie być z rodziną. To były dwie rzeczy, które zdecydowały. Żona mnie szybko przekonała, że warto. Na początku troszkę było z mojej strony ryzyka. Ale wszystko było ok.

W pierwszej lidze nie macie sobie równych. Czujecie już smak ekstraklasy?

Ta liga jest ciężka. Ma swoją specyfikę, ale mi się podoba. Nawet bardziej niż ekstraklasa. Są bardzo fajne zespoły, które grają różnorodną koszykówkę. Nie jest tak, że wszystkie grają tak samo, tylko każdy ma swój styl. Kiedyś tak sobie myślałem, że warto zachęcać młodych do gry w pierwszej lidze, bo można sobie porzucać, pograć, można poczuć parkiet, a w ekstraklasie czuje się najczęściej ławkę.

Organizacja waszego klubu to już ekstraklasa. Przyjazd dzień wcześniej, poranny trening...

Tak, tak. Mamy takich trenerów, co mieli kontakt z ekstraklasą i to wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Wszystko jest dobrze i idzie w dobrym kierunku.

Śledzi Pan inne zespoły? Myśli Pan, że UMKS zdoła się utrzymać?

Uważam, że te play outy są straszne ciężkie, bo tu nawet jedna kontuzja może zaważyć, że zespół będzie w nich grał. A play outy to troszkę loteria, każdy z każdym może wygrać. Te zespoły z dołu tabeli bardzo mi się podobają. Poznań, Kielce, czy Bydgoszcz grają ofensywną koszykówkę i się nie przejmują. Mają braki, ale jakbym był trenerem tych zespołów to tak samo bym grał. Więcej atakiem niż obroną, dlatego, że nie mają zawodników takich, żeby można było myśleć o czymś więcej. Te zespoły z górnej części tabeli mają dużo szersze i mocniejsze składy. Ale choćby UMKS fajnie walczy i naprawdę mi się podoba. Pamiętam, że w pierwszym meczu mieliśmy z Kielcami spore problemy (śmiech).

Zlekceważyliście ich?

Nie, nie, to nie było tak. Mieliśmy wtedy ciężkie treningi. Ale jak mówię ciężko nam się gra z takimi zespołami, bo trener chce rotować zawodnikami. I jak na przykład komuś nie pójdzie to jest potem ochrzaniany i nie ma takiej pewności siebie.

Dzisiaj może być podobnie... [rozmowa przeprowadzona przed meczem w Kielcach - przyp. red]

My przyjechaliśmy tutaj by wygrać, ale ostatnio nam ciężko idzie. Trenerzy nas uczulają, żebyśmy uważali, bo nie gramy dobrze.

A jak Pan myśli, wróci boom na koszykówkę, tak jak to było w latach 90-tych?

Myślę, że to trzeba młodzież zapytać czy chce trenować koszykówkę. Bo my chcieliśmy. Pamiętam, że my się garnęliśmy do koszykówki i teraz jest pytanie czy ludzie chcą grać w koszykówkę. W dzisiejszych czasach nie ma czegoś takiego, że ktoś nie chce, czy nie lubi jakiejś konkretnej dyscypliny, tylko ludzie nie chcą uprawiać sportu - siedzą przed komputerami i przed innymi zjadaczami czasu. Nie chcą grać, nie chcą trenować. Trening jest ciężki, ale my kiedyś chcieliśmy grać. To trzeba młodzież zapytać - dwunasto- czy czternastolatków, czy chcą trenować. Jak wtedy się znajdzie dobra grupa to uważam, że ten boom wróci.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Michał Filarski

Fot. wks-slask.pl

...back|

|Top
Aktualności | O Nas | Sekcje | Rozgrywki | Zapisy | Partnerzy | Galeria | Kontakt